Robić w życiu to co się lubi i na tym zarabiać – marzenie każdego. Jak to z marzeniami bywa, zwykle gdzieś po drodze nam się rozmywają. Tak było też ze mną, gdy byłem młody chciałem zostać zawodowym fotografem, nie wiedziałem tylko jakim. Spędziłem dużo czasu na przeglądaniu zdjęć innych osób i jedną z dziedzin która bardzo mnie kręciła było fotografowanie bezpośrednio z wody. Nie miałem tutaj konkretnych wymagań, podobały mi się zdjęcia kite-ów, regat czy też wielkich żaglowców. Nigdy nie udało mi się tego dokonać, więc impreza zorganizowana przez FotoSpacery.pl wraz z Volvo i Nikon była dla mnie wspaniałą okazją.
Na miejsce zawiózł nas najnowszy flagowiec Volvo – XC90. Celowo napisałem, że to właśnie samochód nas zawiózł, ze względu na systemy, które posiada w swoim wyposażeniu. Prowadzi się praktycznie sam: pilnuje żeby nie zjeżdżać na linie (kierownica drży i sama wraca na swój pas), tempomat zachowuje odstęp od samochodu z przodu, system czyta znaki i pilnuje nieprzekraczania prędkości itd. Pomimo swojej wielkości samochód zawraca lepiej niż moje Clio. W mojej subiektywnej ocenie promień skrętu jest dwa razy większy niż tego małego samochodu, który towarzyszy mi w pracy. Natomiast najbardziej urzekł mnie wycieraczkami, które jednocześnie są spryskiwaczami (dzięki czemu płyn trafia tam gdzie powinien), oraz normalną wtyczką 230V do podładowania komórki/laptopa. Tego jeszcze nigdzie nie widziałem, a w dzisiejszych czasach potrzeba prądu większa niż wody i jedzenia 😉
Trochę o sprzęcie – zdjęcia robiłem Nikonem D810 oraz szkłami:
- Nikkor AF-S 14-24 mm f/2.8G ED
- Nikkor AF-S 24-70 mm f/2.8G ED
- Nikkor AF-S f/2,8 300mm G ED VR II
Co tu dużo mówić, porównywanie tych zabawek do sprzętu, z którym na co dzień mam do czynienia, jest jak przeprowadzanie obróbki zdjęcia na zasadzie koloru selektywnego – bezsensowne. FX to inny świat i w wizjerze jest w końcu jasno i szeroko. Do tej pory w swoich rękach (tak na dłużej) miałem D200 i D300, które też znacząco wyróżniały się w stosunku do mojego D70s ale jednak w przypadku D810 bliżej nam do klasyki aparatów analogowych małoobrazkowych, niż do moich poprzednich doświadczeń z lustrzankami cyfrowymi. Oczywiście nie dorównuje Nikonowskiej matówce z FM-a ale to chyba nie ten konkurs 😉 Najważniejsze, że aparat dobrze leży w dłoni i rozmieszczenie większości przycisków jest intuicyjne. Łatwo nad nim zapanować podskakując na 1-1,5 m fali, trzymając się jedną ręką pokładu, obijając sobie tyłek o sztywną podłogę rib-a oraz starając się osłonić obiektyw przed zalaniem słoną wodą. Właściwie to ochrona zbyteczna bo poza smugami na soczewkach (sól), nic więcej się nie działo. Wkurzyło mnie tylko rewolucyjne rozwiązanie przełącznika zmiany ilości pól AF, dowiedziałem się o nim dopiero po zejściu z wody i wszystkie zdjęcia robiłem na pojedynczym polu focusa. Oczywiście mogłem zapytać kolegów wcześniej i jestem najbardziej wkurzony na siebie, że tego nie zrobiłem, bo jednak na zapoznanie się ze sprzętem powinno się poświęcić chwilę czasu. Obiektywy, które udało mi się podpiąć były genialne i kropka. Nie jestem fanem testów z robieniem pierdyliarda zdjęć tablic i porównywania szczegółów. Najwięcej fotografuję architekturę więc i tak zawsze domykam przysłonę do f8, oczywiście o ile warunki na to pozwalają. Pewnie przez to nie wykorzystałem w pełni ich możliwości ale nawyków tak łatwo się nie zmieni. To był mój debiut jeśli chodzi o pracę z tak długą stałką. Do tej pory obsługiwałem słoiki z ogniskową do 200 mm. Powiem szczerze, że pomimo mojego słabego ogarnięcia sprzętowego, pojedynczego pola AF oraz pierwszego obcowania ze sportem wodnym (właściwie to na długiej lufie zdjęcia robiłem tylko na Służewcu), pracowało mi się z 300-tką bardzo dobrze i dzięki temu mam kilka zdjęć nadających się do publikacji. Nikkor 24-70 świetnie się sprawdził w kiepskich warunkach, bo to niestety on był głównym poszkodowanym przy robieniu zdjęcia pontonu przedzierającego się przez fale. Wystarczyło go przetrzeć z wody i kolejną godzinę pracował bez problemów. Natomiast moim faworytem i wielkim wygranym z zupełnie innych przyczyn jest Nikkor 12-24. Zakres ogniskowych do dyscypliny sportowej, którą mieliśmy okazję fotografować, nie nadaje się zupełnie. Uwielbiam szerokie kąty (najczęściej używanym przeze mnie obiektywem jest Tokina AT-X 124 PRO DX AF 12-24 mm f/4) i ogniskowa 12-24 mm na pełnej klatce jest dla mnie idealna. Zastanawiałem się ostatnio czy nie zmieniać aparatu na jakiegoś bezlusterkowca, aby mniej nosić w torbie, ale to doświadczenie trochę mi skomplikowało sprawę porzucenia Nikona… Gdynia nie powitała nas piękną pogodą, a nawet jak na polskie warunki, bardzo słabą. Organizator w nas nie wierzył i zapowiedział nasz bardzo szybki powrót. No cóż: 18 stopni Celsjusza, wiatr, wysokie fale i lejący deszcz, zniechęci każdego normalnego człowieka. Trafiło niestety na nas, ludzi podekscytowanych i zdeterminowanych do robienia zdjęć.
Po pierwszych minutach na morzu i kilku skokach i uderzeniach o fale, załoga przystosowała się do warunków.
Każdy kto kiedykolwiek miał w rękach duży, czarny aparat z długim, czarnym obiektywem, wie jak ludzie na niego reagują. Jak widać na zdjęciu poniżej, niezależnie czy jest to ulica czy też regaty, ludzie chcą aby im zrobić zdjęcie. Już po chwili mieliśmy „ogon”.
Tomek z 400-tką pokazywał nam jak się powinno robić zdjęcia – to, że buja i mokro to nic.
Jarek wykorzystywał swoją D4-kę do zdjęć podwodnych, a mimo wszystko aparat przeżył 😉
Kuba używając drugiego dostępnego egzemplarza D4, oddał „salwę honorową” na cześć sponsorów.
Robienie zdjęć na wodzie nie było łatwe.
Mieliśmy bardzo dobrego sternika i muszę tutaj panu, który z nami pływał, bardzo podziękować. Pływanie po morzu nie jest łatwe, a pomimo uderzeń o fale nie miałem chwili zwątpienia dotyczącej naszego bezpieczeństwa na łódce. A mogłem mieć, ponieważ nazywała się:
Strach pomyśleć co stało się z jedynką 😉 Dotarliśmy do portu, zadowoleni.
Przy okazji mieliśmy okazję wypróbować dwa kompakty – Nikon 1 AW1 i Nikon Coolpix AW130. Ten drugi przypadł mi do gustu ze względu na małe rozmiary, czyli coś czego oczekuje się po aparacie, który zabiera się na wypady sportowe. Nie wyobrażam sobie jazdy na snowboardzie lub sportów wodnych z aparatem wielkości lustrzanki.
Kilka zdjęć „od kuchni” pokazujących normalne widoki podczas takich spotkań 🙂
Każdą wolną chwilę poświęcaliśmy na szlifowanie swoich umiejętności. Podczas korzytania z windy przeprowadziliśmy warsztaty „Selfie w mediach społecznościowych – jak robić zdjęcia przy użyciu profesjonalnego sprzętu, aby wyglądały na zrobione ajfonem”. Windy w hotelu były dosyć szybkie, na szczęście materiał przekazywany nam przez prowadzącego nie był zbyt obszerny 😉
Po obiedzie odwiedziliśmy też stoisko Volvo, w którym mieliśmy okazję obejrzeć nowego Nikona DF oraz bardzo oryginalnie pomalowaną Vespę. Skuter, o którym każdy nastolatek za czasów mojej młodości marzył.
Dzień się skończył i nadeszła pora powrotu do Warszawy.
Jeszcze raz dziękuję organizatorom FotopSpacery.pl, Volvo i Nikon za zaproszenie do udziału w imprezie. Świetnie spędziłem ten dzień. Mogę już zapisać się na przyszły rok? 🙂
Zostaw komentarz